https://vodwizja.pl/filmy/rodzaje-zyczliwosci/ cielesny" dla reżyserki nie jest dopiero narzędziem do znużenia widza opowieściami o kobiecym ciele zawłaszczanym przez patriarchat. To całkiem kluczowa konwencja dla rozwoju kinematografii, którą próbuje się na monitorze przez całe dwie i pół godziny. Obrazy umieszczających się tkanek, ropiejących ran, odrażających zmiany i kostnych osadów łączą się w szerszą narrację o fakturach i powierzchniach medialnego symulakrum. Są kontrastowane z glamową, nasączoną seksem estetyką amerykańskiej telewizji lat 80., której najbardziej rozpoznawalnym symbolem jest aerobik. Qualley i Moore, wysokie w swoich pracach, docierają do nas z ziemie reklamowej konfekcji i piekieł cielesnego naturalizmu. Pierwsza spośród nich błyszczy jako wampiryczna kobieta-dziecko, żywy symbol pornograficznej kultury mainstreamu. Druga z zmianie prezentuje najlepszą osobę w naszej funkcji. Scena, w jakiej postać Moore, obserwowana z billboardu przez rywalkę, zapoznaje się do randki, ma sam z najbardziej atrakcyjnych obrazów samotności, niemocy, frustracji i wstydu, jakie patrzał w kinie. Humor i groza, wynikające z tych gatunkowych eksploracji, przesuwają całość w region niepretensjonalnej zabawy – może niekoniecznie "dla całej rodziny", a wbrew to. Kontrast między wrażliwościami bohaterki a ambicjami reżyserki podkreślony jest koniecznymi zmianami rytmu, impresjonistycznymi uwagami na poziom komórkowy, zaskakującymi sekwencjami montażowymi, spięciami i wstrząsami na ścieżce dźwiękowej. Rzeczywiście, jeżeli szuka o głębię socjologicznej refleksji, toż nie stanowi obecne towar na akademicką dyskusję, natomiast nie wymaga nim być – filmowe cukierki Fargeat lubią tym dokładnie, im więcej z nich zjemy. Z zmiany sceny spotkań bohaterki z szefostwem, skadrowane "rybim okiem", przypominają ruchome pocztówki z ery #metoo. Wypowiadane pod adresem kobiet obrzydliwe komentarze ("szkoda, że nie masz cycków w miejscu twarzy") i praktyki korporacyjne, które przyjmują je nazwy, są na ekranie swoistym rodzajem samospełniającej się, patriarchalnej fantazji. Można by powiedzieć: "uważajcie, czego sobie życzycie". Fargeat sprzyja to przecież pokazać. Przygotujcie nerwosol oraz papierową torbę. Obecność "The Substance" w konkursie canneńskim wywołuje zintegrowania z nowymi opowieściami o spętanym ciele, takimi jak "Titane" Julii Ducournau, a też z filmami Davida Cronenberga. Ironia liczy na tym, że w obu przypadkach nestor body horroru musi podjąć porażkę w starciu ze naszymi wybitnymi "uczennicami". Choć Ducournau w własnych artystycznych poszukiwaniach przypomina późniejsze prace Cronenberga, skupiając się na szlachetności gatunkowego materiału, Fargeat z kolei zapoznaje się całkowicie bezwstydnie.